Ocal moje życie!

Święte Triduum Paschalne 1990 roku. Wielki Czwartek. Domowy Kościół w parafii św. Jadwigi Królowej w Krakowie miał odbywać jak co roku Adorację Najświętszego Sakramentu w Ciemnicy. O poprowadzenie rozważania poproszono panią Danutę. W następnym miesiącu słowa, które wówczas wypowiedziała musiała poprzeć czynami...

Pani Danuta mówiła wówczas między innymi: "To, że z Chrystusem idziemy poprzez krzyż codziennego cierpienia i wyrzeczenia, stanowi podstawę życia chrześcijańskiego. To w cierpieniu człowiek odnajduje siebie, swoje człowieczeństwo, swoją godność, swoje posłannictwo... Dlatego krzyż, na który się godzę i przyjmuję go z wiarą, staje się moim zbawieniem... Nikt z nas ludzi nie jest wolny od krzyża, nikt od niego się nie uchroni, chociaż się wyrzeka, przeczy, chce zapomnieć. Ty, Panie Jezu wziąłeś krzyż na ramiona swoje dobrowolnie, aby wszelkie człowiecze krzyże ocalić od bezsensu... Umocnij nas, Panie, mocą Twego Krzyża".

Miesiąc później
- W maju zaczęłam się źle czuć. Poszłam do ginekologa, który uspokoił mnie, że wszystko jest w porządku. Pani doktor zbadała jednak jeszcze moje piersi i wówczas westchnęła ze zgrozą: "tu jest guz! Natychmiast na onkologię!". W tym momencie przypomniałam sobie, że od pewnego miałam rwące, ciągnące bóle pod lewą pachą, szczególnie rano. Nie były one jednak, jak sądziłam, skutkiem przeziębienia - wspomina pani Danuta.

Kobieta pojechała z mężem do szpitala. Po badaniu lekarz ustalił termin biopsji za dwa dni. Próbka wykazała nowotwór. Świat pani Danuty się zawalił. Następne tygodnie upływały na kolejnych badaniach i analizach koniecznych do przeprowadzenia operacji, którą wyznaczono na 17 lipca 1990 roku.

- W oczekiwaniu na ten dzień zwróciłam się do bł. Jadwigi Królowej: - Błagam cię, proszę, wstawiaj się za mną u Pana Boga. Boże, ocal moje życie! Modliłam się nieustannie, a nawet na guz przyłożyłam obrazek błogosławionej Jadwigi. Wkrótce guz w widoczny sposób się zmniejszył, a według mojej oceny jakby go nie było już wcale. Może operacja nie będzie konieczna - pomyślałam i poprosiłam lekarza o ponowne badanie. Lekarz bardzo się zdziwił. Być może, pomyślał najpierw, że popełniono błąd w diagnozie, ale wobec wyniku biopsji, decyzji nie zmienił. "Pierś należy usunąć, takich rzeczy się nie trzyma, bo to zbyt duże ryzyko" - powiedział - opowiada pani Danuta.

17 lipca
W ten dzień rano mąż z dziećmi poszli w intencji jej zdrowia na Mszę św. a pani Danuta poddała się operacji. Amputowano jej całą pierś. Rana goiła się bez powikłań, kobieta szybko dochodziła do sił, a obrazek błogosławionej Jadwigi stał na stoliczku szpitalnym obok różańca. Dzień 17 lipca jest przecież dniem śmierci Jadwigi Królowej!

Chemioterapię wyznaczono pani Danucie na sierpień. I znów kobieta zwróciła się do błogosławionej Królowej: "Jadwigo! Dla dzieci muszę być sprawna i silna! Proszę cię, załatw mi u Pana Boga również i to, abym nie musiała brać ťchemiiŤ, która wyniszcza cały organizm! Tak strasznie się boję!".

Na pierwszą chemię pani Danuta zjawiła się w ogromnym strachu. Poinformowano ją jednak, że w tej sprawie zwołano wcześniej konsylium i zdecydowano, że zamiast chemii lekarze zastosują terapię hormonalną. Nie sposób opisać radości i szczęścia, która zapanowała wówczas w sercu pani Danuty. "Dziękuję Ci, Wszechmocny i tobie Jadwigo" - to były najczęstsze westchnienia.

Radość z jej kanonizacji w 1997 roku w rodzinie pani Danuty przywołała wspomnienie tamtych dni. Obecnie to już dziewiętnasty rok szczególnej przyjaźni z Jadwigą Królową, wobec której wdzięczność nie zmalała. Pani Danuta ciągle pomaga dzieciom, piastuje wnuki, w miarę potrzeb i sił, bierze czynny udział w życiu Kościoła.

Trochę historii
Skąd u pani Danuty taka wiara? To zaufanie Bożej Opatrzności i wiara w moc modlitwy przestaje nas dziwić, kiedy wysłuchamy historii jej życia. Urodziła się przed II wojną światową. Ojciec, zawodowy wojskowy w kadrze oficerskiej we Włodzimierzu Wołyńskim, sam cudem uratowany z transportu do Katynia, i mama, wpoili swoim dzieciom wiarę zgodną z katolickim Credo, patriotyzm i wyczucie godności człowieczeństwa. Dwukrotnie z rodzeństwem cudem uniknęła losu dzieci zamojszczyzny, być może losu 30 tysięcy dzieci wywiezionych do obozów lub do Rzeszy w celach germanizacyjnych. Wówczas ponad 10 tys. dzieci zmarło i zginęło w obozach w Zwierzyńcu, Zamościu, Oświęcimiu i Majdanku lub bezpośrednio w transportach kolejowych w bydlęcych wagonach. Taki był Generalplan Ost - plan powiększenia przestrzeni życiowej Niemców na Wschodzie. Trwała wojenna tułaczka, a potem powojenne czasy prześladowania z powodu manifestowania wiary, czasy rezygnacji z marzeń, ciągłych wyborów sumienia. Te czasy pogardy dla życia nauczyły panią Danutę szanować każde życie, a szczególnie to najbardziej kruche i niewinne.

- Zawsze chciałam mieć dużo dzieci. Pan Bóg pobłogosławił pięciorgiem. Po studiach pracowałam w instytucie naukowym. Wyjazdy, badania, publikacje. Przy trzecim dziecku bardzo trudno było pogodzić pracę zawodową z właściwym porządkiem życia rodzinnego. Brakowało czasu na podstawowe sprawy. Zrezygnowałam z pracy. Wybrałam dzieci. Mąż, bardzo prawy człowiek, musiał sam podołać potrzebom naszej rodziny. W miarę możliwości angażowałam się chętnie w życie parafii - wspomina.

Z całą parafią bł. Jadwigi Królowej i ze swoją rodziną pani Danuta pielgrzymowała do jej grobu na Wawelu w intencji jej kanonizacji. Czcili Jadwigę i stała im się bardzo bliska. Poznawali jej życie, zachwycali się wzorem posłuszeństwa, podziwiali służbę bliźnim i jej niezwykłą odpowiedzialność. Modlili się razem z dziećmi i do dzisiaj Eucharystia pozostała dla wszystkich umocnieniem w codziennych trudach - Bogu dziękuję, że doczekałam takiego czasu - wyznaje pani Danuta.

W: Cuda i łaski Boże - św. Jadwiga Królowa, luty 2009 r.